JAROSZÓWNA Maria Wanda
JAROSZÓWNA Maria Wanda urodzona 17 grudnia 1905 roku w Radomyślu (Wielkim), córka Piotra i Ludwiki z domu Wysocka. Lata dziewczęce spędziła w Radomyślu, jej rodzice wcześnie umierają, a jej opieką zajmują się dziadkowie w Ulanowie, a później w Leżajsku. Po śmierci babci, została sama, opiekę nad nią przejął dziadek Alfred Josse z zawodu notariusz, który otrzymawszy posadę w Leżajsku przeniósł się z Sokołowa i zamieszkał w Leżajsku przy ul. Mickiewicza obok kapliczki. Z nimi mieszkała koleżanka Marysi, jej rówieśniczka Julia Pasiak, prowadząca później dom rejenta.
Po ukończeniu leżajskiego gimnazjum w 1927 r. Marysia podjęła studia na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie na Wydziale Rolniczym. Na każde wakacje przyjeżdżała do dziadka do Leżajska,
Dziadek bardzo pokochał młodą panienkę, była dobrze wychowana, zdolna i bardzo ładna, miała krótko przycięte włosy i zawsze elegancko zadbane, mówiło się o niej, że jest „najlepszą partią”, bo jej wychowaniem zajmował się jeden z najbogatszych ludzi w Leżajsku.
Jest sobota 8 sierpnia upalny słoneczny dzień 1931 roku. Marysia razem z koleżankami Reinhardówną i Zawilską postanawiają wybrać się na spacer główną ulicą Leżajska. Idąc ulicą klasztorną do dziewcząt podchodzi nieznajomy mężczyzna, wygląda na miejscowego robotnika, prosi Marysię o rozmowę, koleżanki zostają obok, słyszą jak ona odpowiada, ja pana nie znam. Zamierza odejść, lecz w tym czasie padają dwa strzały, Marysia po paru krokach pada na ziemię. Ludzie się zbiegają, gonią mordercę, który przed domem popełnia samobójstwo. Kim był jej morderca?, nazywał się Andrzej Brydak, liczył 43 lata i był bezrobotnym szklarzem.
Powodem zabójstwa jak wykazało śledztwo była nieszczęśliwa miłość do pięknej studentki, którego ona nie znała, a on ją natarczywie śledził i szukał okazji, aby ją spotkać. To morderstwo wywołało wielkie zainteresowanie omal w całej Polsce. O zbrodni kilka dni później pisały dzienniki w Polsce. „Tajemnicze morderstwo w Leżajsku”, „Bezrobotny szklarz zastrzelił studentkę uniwersytetu” – krzyczały nagłówki. „Krwawa zemsta zakochanego włóczęgi” – pisał Ilustrowany Kurier Codzienny.
Dziadek Alfred bardzo przeżył tą tragedię, była dla niego wszystkim, zamierzał kochanej wnuczce zapisać cały swój majątek, lecz tego nie doczekała. Zdecydował, więc wybudować wyjątkową kaplicę grobową, zatrudnił wybitnych artystów. Już w miesiąc po śmierci zawarł kontrakt ze znanym architektem z Rzeszowa Franciszkiem Stążkiewiczem na budowę kaplicy-grobowca, nad realizacją projektu kaplicy miał czuwać Józef Zawilski – leżajski budowniczy. Na rachunkach widniały spore kwoty w dolarach pozwalające na budowę 2-3 willi, jak twierdzili zainteresowani. Zrozpaczony dziadek wydał wszystko, co miał, gdy nadeszła wojna znalazł się bez grosza, jego gospodynią, która mu również pomagała była nadal koleżanka Marysi, Julia Pasiak.
Po śmierci Josse w dniu 9 października 1948 roku kaplica przez lata pozostała bez opieki i zaniedbana, z biegiem czasu w latach 80-tych kaplicę przejęło miasto, które doprowadziło do odzyskania pierwotnej świetności.
Kaplica Marysi Jaroszówny nie jest zwykłą kaplicą, jakich wiele. Wyróżnia ją nietuzinkowy, wręcz bajkowy klimat. W centrum jest wielkie szklane okno otwierające się tak, aby można było zobaczyć cały ołtarz. Na witrażu znajduje się „Mater Dolorosa”, na ścianach motylki, gołębie, anioły o twarzach kobiet. Być może to leżajskie dziewczęta, którymi mógł się wówczas inspirować znany krakowski malarz Marian Konarski, który w 1932 r., który wykonał polichromię w specjalnej technice klejowej. Z motywami figuralno-ornametalnymi, z wykorzystaniem elementów ludowych – opowiadała o tym konserwator dzieł sztuki dr Elżbieta Wiącek-Lach, która wraz mężem starała się przywrócić jej pierwotny blask.
Kaplica na zewnątrz prezentuje się bardzo okazale z wysoką okrągłą wieżą, w szczycie nad witrażem umieszczona jest tablica napisem: GROBOWIEC MARII JAROSZÓWNY córki Piotra i Ludwiki Jaroszów, nad tablicą znajduje się medalion z twarzą Marysi wykonany z brązu.
Co ciekawe przez wojnę zachowało się kompletne wyposażenie kaplicy, w środku znajdowały się też ława, odlew popiersia wnuczki fundatora z brązu i ołtarz. Po skończonej pracy konserwatorów miejsce spoczynku naszej radomyślanki ma być otwarte dla zwiedzających.
Sugeruję, że warto zobaczyć piękną kaplicę-grobowiec gdzie złożono ciało młodej dziewczyny, studentki Uniwersytetu, a po 17 latach od jej śmierci dołączyło ciało kochającego ją dziadka, kaplicę, która pochłonęła cały jego majątek, a teraz stała się wyjątkowym zabytkiem wpisanym w Rejestr Zabytków.